Rwało mnie do dużego miasta, intensywnego życia, do kolebek artystycznych. Fantazjowałam o jakimś kółku aktorskim. Chciałam spędzić czas studencki na maksa, nażyć się, odnaleźć swoją twórczość, swój styl, poznać setki ludzi i… wrócić stęskniona za Choroszczą
Zapraszamy Was do wywiadu z Moniką Tekielską – choroszczańską artystką, pedagożą, animatorką kultury, tegoroczną stypendystką Marszałka Województwa Podlaskiego. Jej działania nie ograniczają się do samej Choroszczy. Wykształcona graficznie, plastycznie, pedagogiczne i arteterapeutycznie. Z praktyką głównie jako grafik w studiu, w ośrodku kultury oraz jako freelanserka. W swojej pracy łączy elementy odręczne, z grafiką wektorową i typografią stanowiącą równoważną cześć kompozycji. Tegoroczna Stypendystka Marszałka Województwa Podlaskiego. Prowadzi własną Pracownię projektowo-artystyczną Dobry Czas w Choroszczy, gdzie wykonuje zlecone grafiki, obrazy olejne oraz własne realizacje. W pracowni prowadzi też zajęcia artystyczne plastyczne, rysunkowe i malarskie czym zajmuje się blisko 18 lat.
Jaka jest Choroszcz twoich marzeń?
Zielone, przyjazne, czyste i urokliwe miasteczko, którego mieszkańcy cenią przyrodę i kulturę.
Skąd wzięła się miłość do Choroszczy?
O jej, wielkie słowo. Choroszcz to miasto w którym mieszkam, podobnie jak moja rodzina od wielu pokoleń. Miłość to wolny wybór, a ja Choroszczy nie wybrałam na miejsce do życia. Choroszcz to są po prostu korzenie, wspomnienia, zdjęcia… Moja prababcia Stanisława Tekielska pracowała w tutejszym szpitalu jako pielęgniarka przed laty, działała w czymś jak klub seniora, wykonywała przepiękne rękodzieło, ładnie malowała. Pradziadek Edward Jarocki pracował w tym szpitalu w kuchni, był masarzem, zasłużonym członkiem OSP. Gdy na mnie padło zacząć pracę w ośrodku kultury i w szkole w Choroszczy, zaczęłam czuć ściślejszą więź z nimi, jako kontynuatorka ich lokalnego patriotyzmu. Mam do przodków szacunek, sentyment i sympatię, podobnie do Choroszczy.
Co najbardziej w Choroszczy podoba Ci się dziś?
Tereny rekreacyjne, park płacowy, teren szpitala i to, że jestem już po prostu jej zwykłą mieszkanką.
Co masz na myśli?
Zeszło dwa lata temu po 15 latach odeszłam z pracy w Centrum Kultury, ponad rok temu z redakcji Horyzontów Choroszczy. Spalały mnie szarpanie się z wiatrakami i walka o pojętą przeze mnie sprawiedliwość. Musiałam odciąć się grubą kręchą od lokalnej polityki, odzyskać dystans. Za mocno moje ówczesne aktywności w Choroszczy były naadrenalinowane, za dużo też w koło było ludzi napiętych. Zostały rysy na relacjach z kilkoma osobami, które lubiłam. To był trudny, ale potrzebny czas w moim życiu. Wymusił zaakceptowanie strat, wyjście z choroszczańskiej bańki. Bez odejścia z Centrum i Horyzontów, nie zrobiłabym kroku dalej. Okazało się, że nie zniknęłam nie będąc aktywna w Choroszczy. Mam w sobie i tęsknotę, ale i więcej spokoju, a ciekawych zajęć mi nie brakuje.
Nie myślałaś, aby wyruszyć stąd w świat?
Ależ oczywiście! To moje niespełnione marzenie młodości. Rwało mnie do dużego miasta, intensywnego życia, do kolebek artystycznych. Fantazjowałam o jakimś kółku aktorskim. Chciałam spędzić czas studencki na maksa, nażyć się, odnaleźć swoją twórczość, swój styl, poznać setki ludzi i… wrócić stęskniona za Choroszczą, ale spełniona i pewna siebie, osadzić się tu i żyć spokojnie. Trzeba uważać co się marzy, bo często marzenia się spełniają, ale opatrznie, jak nie sprecyzujemy wizji. Marzyłam na przykład o udzieleniu wywiadu -— no i mam — za słabo dodawałam, że do Zwierciadła (śmiech).
Wszystko przed Tobą. Wracając do Horyzontów, za co kochasz sztukę?
Zanim odpowiem na to pytanie. Ruszę pojęcie sztuka. Ostatnio doświadczyłam nieprawdopodobnego hejtu w sieci wypowiadając się pod filmikiem na którym pewien rzeźbiarz Roman Signer uruchamia swoją rzeźbę z wiader z piachem, gdzie napisałam mniej więcej: A ja lubię sztukę współczesną. Cieszę się, że są galerie sztuki współczesnej i festiwale, gdzie jest klimat, przestrzeń i gotowość patrzenia na pozornie banalne rzeczy głęboko. — Jak wielkie oburzenie wywołały te słowa to głowa mała! Odcinając się od osobistych przytyków, patrzyłam na to jak na zjawisko. Zostały mi różne wnioski, między innymi taki, że ludzie są za mocno przywiązani do sztywnego pojęcia “sztuka”, które siedzi na ołtarzach piękna, harmonii, kunsztu, warsztatu, a wręcz wiernego odwzorowania. Za mocno, by rozumieć inne niż estetyczne motywy twórców. Zbyt wielu z nas zatrzymało się na wspomnieniu obrazów Matejki z dawnej wycieczki szkolnej i jedynie taki ma obraz sztuki. Nie jesteśmy przygotowywani na odbiór sztuki, a co dopiero współczesnej, a co dopiero na jej tworzenie.
Dlatego wracając do pytania — kocham sztukę i za doznania estetyczne przy dziełach dawnych mistrzów, ale też — bardzo — za proces tworzenia, który jest wyzwalający i rozwojowy, żywy. Wszelkie próby własnej twórczość są bardzo sprzyjające ludzkiej psychice i odblokowują wiele kanałów ludzkich możliwości, przełamują schematy, uwalniają wyobraźnię, kreatywność, przez co wpływają na zmiany w życiu jednostki i w świecie. Kocham to poczucie, gdy takie procesy zadziewają się we mnie lub w innych za moją przyczyną. Ale wartość kreatywności i jej niematerialne owoce poznasz dopiero próbując coś stworzyć. Świat bez twórczych osób, bez sztuki byłby nieludzki.
Jesteś artystką?
Ja mam kłopot z tym określeniem, jak moi oponenci ze słowem sztuka. Muszę dokopać się do źródła tej krępacji, co właściwie dla mnie znaczy bycie artystką, jakie to potrzeby realizuje? Bo mam wrażliwą duszę artystki, wiem, ale by tak praktycznie, zawodowo się określać — zgrzyta. Ja darzę to określenie estymą, nie lubię nadużywania “artysty”, ale czuję, że to głębsza sprawa, aniżeli nieadekwatność w stosunku do mnie. W dzieciństwie często słyszałam pejoratywne powiedzonko “Artystka ze spalonego teatru”. Moim “teatrem” miało być środowisko warszawskiego lub wrocławskiego ASP, ale okoliczności spaliły mój teatr. Mam takie poczucie niezaopiekowanego potencjału, niewykształcenia w sobie tej “artystki” do końca. Pamiętam jak dziś — moje pierwsze prowadzenie lekcji rysunku w M-GCKiS, byłam po plastyku i po roku pracy w studio graficznym, miałam wtedy 22 lata. Ustawiłam pokaźną martwą naturę, sztalugi, czekałam na uczniów i… płakałam. Właśnie miałam być na ich miejscu w akademii! Byłam w najlepszym momencie, by kształtować siebie, a zaczęłam innych, jeszcze taka młoda… Siebie odłożyłam na potem. Myślę, że wtedy rozjechał mi się grunt. Zostałam sama, bez stada, z nieokreśloną tożsamością twórczą. Poskutkowało to tym, że całe życie szukam jej, chwytając się wszystkiego, gdzie mogę wykorzystać talent. Wytworzyłam w życiu bardzo wiele i w każdym wytworze została cząstka mnie, jednak stale czuję, że nie mam swojej bezpiecznej niszy charakteryzującej mnie.
Miałam rok temu dwa sny. Brnęłam wraz z mężem przez zalane wodą pobocza, potem surowe parkingi ciężarówek, stale pod górę. W końcu weszłam do domu Państwa dla których malowałam wtedy (w realu) obraz. Przejęci nieco, pokazali mi drzwi pokoju, w którym ktoś na mnie czekał. Otworzyłam, a tam stała dziewczynka z pędzlami w ręku. Biedulka taka, spłakana, zaczęła krzyczeć na mnie: Miałaś ze mną malować! Miałaś ze mną malować! Odpowiedziałam jej: Kochana ty moja, długo szłam, wiem, że długo, ale nieustannie, cały czas w twoim kierunku! A w drugim śnie tej dziewczynce z pędzelkami towarzyszył i dawał bezpieczeństwo doberman. Ktoś jeszcze pyta dlaczego dziś mam psa tej rasy? 🙂
Jaki rodzaj pracy artystycznej sprawia Ci najwięcej przyjemności?
No i co ja mam Ci teraz odpowiedzieć po poprzednim pytaniu? Stale ten jeszcze nie namalowany obraz 🙂 Cóż, no… tak na dziś — cieszą mnie przydatne wytwory.
Jak to?
No poważnie. Najbardziej cieszą mnie udane i używane projekty graficzne: identyfikacje wizualne, logotypy, znaki, szyldy, katalogi, plakaty itd. które robię głównie dla klientów z Podlasia. Dalej edukacja artystyczna (mimo tej pierwszej trudnej lekcji). Po prostu dusza mi rośnie, kiedy widzę jak pod moimi skrzydłami rozwijają się ukryte talenty. To trochę jakbym tworzyła żywe dzieła. Wiem czego potrzebują, bo sama w takim miejscu byłam. Następnie malowanie na zlecenie, ale dopiero w momencie, kiedy jestem zadowolona z pracy, kiedy znajduję w niej siebie. Dopóki nie jestem lub boję się zacząć jest to raczej udręka niż przyjemność. Na szczęście trwa krótko i przychodzi myśl: Hmm… nieźle, Monia — umiesz to robić! Hehe 😉
Ostatnio wielką przyjemność daje mi robienie tego co chcą moje dzieci. Cosplay’owy kostium rycerza, maska psa, zwierzęta z wełny czesankowej i szczególnie – urokliwe dioramy. Mój syn Albert jest moją największą muzą!
Właśnie, oprócz tego że jesteś artystką, to też jesteś matką. Czy macierzyństwo ma wpływ na tworzoną przez Ciebie sztukę oraz wybory zawodowe?
Na wybory zawodowe jak najbardziej. Lubię mieć umowę o pracę (uśmiech). Cenię sobie stabilizację. Na sztukę? Tak, też ma – nie mam na nią czasu (uśmiech). Poważnie – to nie o czas chodzi. Ja po prostu wolę być w domu, z mężem i synami (6 i 7 lat) i psami i kotem niż sama w pracowni. Efekt tego jest taki, że do pracowni chodzę po pracy etatowej tylko, gdy mam zamówiony obraz lub poprowadzić zajęcia. Na wszystko jednak przyjdzie czas, szybko leci. Synowie zaraz dorosną. Fajnie będzie, gdy Albert zechce chodzić tam ze mną. Uwielbiam, gdy malujemy razem, On swoje ja swoje. Ten rok może właśnie taki być.
Z jakiego projektu artystycznego lub stworzonej pracy jesteś najbardziej dumna?
Jest ich kilka. Jestem dumna, z realizacji projektu „Spotkania przy sztaludze” (więcej o nim w rozmowie dla PSK). Poza tym dumna jestem z logotypu M-GCKiS. Uważam, że jest wyjątkowo czytelny i już bardzo rozpoznawalny. Bardzo jestem dumna z logotypu Podlaskiej Sieci Kultury, z mego cyklu plakatów “7 grzechów głównie” i zainteresowania mediów nim. Dumna jestem z moich podopiecznych artystów/ek.
Centrum Kultury w Choroszczy. Pracowałaś tam wiele lat. Co ten czas dał Tobie i czy wpłynął na Twoją twórczość?
W Centrum lub dla Centrum pracowałam przez 15 lat z przerwami na wczesne macierzyństwo. To kawał życia, ten czas nie mógł pozostać bez wpływu na mnie. Choć muszę w końcu przyznać, że dopiero w ostatnim roku pracy potraktowałam to miejsce jako swoje, docelowe, ulubione i tak bardzo nie chciałam zmian! Przez wiele pierwszych lat wręcz myślałam, że to słabo płatna robota w stylu „robić wszystko, znaczy nic”, na tymczasem, bo kiedyś uda mi się pójść na swoje. Stale słyszałam „marnujesz się w tym goku”, albo „wykształceni to tu po 4 lata tylko robią”. Takie marne motywację, które brałam za mocno do młodego serca. Centrum mocno zmieniło się, gdy byłam na urlopie macierzyńskim w latach 2015-2018. Dużo szkoleń, ciekawych, nowych projektów, ambitna kadra. Fajnie było wrócić po urlopie stęskniona za ludźmi do miejsca, które wyrobiło sobie markę. Te ostatnie lata mojej pracy to był bardzo rozwojowy czas dla mnie jako projektantki graficznej, miałam bardzo dużo fajnej graficznej pracy. Generalnie cały czas pracy w centrum zostanie zawsze w mojej pamięci jako mój projektowy inkubator, z w zasadzie nieograniczonymi możliwościami realizowania swoich wizji. Ponadto właśnie tam mogłam sprawdzić się jako pedagog. Okazało się, że mam do tego talent i chcę mieć uczniów w edukacji artystycznej. Fajna była też możliwość realizacji w centrum mojego projektu dyplomowego „Chcę tu być z moją sztuką. Nagraj to.” oraz “Spotkań przy sztaludze”, swoich wystaw. Mimo różnych uporczywości to często była bardzo dynamiczna praca, wpisana w mój temperament. No i… centrum zawsze kradło mi serce budynkiem! Uwielbiałam te wielkie okna, aulę, hol, szerokie schody, historię miejsca. Po wieloletnim przebywaniu w tym budynku już teraz wszędzie, gdzie pracuję jest mi ciasno.
W przestrzeni Choroszczy funkcjonują z jednej strony murale, które są sztuką uliczną, z drugiej strony wisi dziesiątki banerów. Mamy różnorodną zabudowę. Jak oceniasz estetykę Choroszczy?
Fragmentarycznie bardzo dobrze. Choroszcz ma przeurocze zakątki zielone na uboczach, dobrze zaprojektowane, funkcjonalne bulwary, całkiem fajny teren nad stawem, stare budynki pofabryczne są świetne i cały teren szpitala jak stare miasto we współczesnym miasteczku. Murale jak murale, kwestia gustu. Bardzo źle oceniam szpalery banerów, np na siatce ZECWiKu, a za nim roboczy teren na widoku, bałagan przy kebabie, często rozsypane latem śmieci na terenach ogólnodostępnych, kurz z drogi przy Kominowym, gdzie chodzi dużo pieszych.
Nie tylko tworzysz, również edukujesz młodzież i dorosłych. Opowiedz naszym czytelnikom, dlaczego edukacja artystyczna jest tak ważna.
Edukacja artystyczna jest ważna z kilku względów. Po pierwsze przygotowuje do odbioru sztuki. Znajomość okresów w sztuce, stylów, kierunków jest mapą do zrozumienia otaczającego świata kultury, z jego zabytkami, dziełami. Każdy wyjazd, podczas którego fotografujemy się np na tle Panteonu nabiera innego znaczenia. Poza tym człowiek wyedukowany przestaje być ignorantem. Nie musi lubić Czarnego kwadratu na białym tle Kazimierza Malewicza, ale znając kontekst w jakim powstał, to, że został wyeksponowany na podobieństwo ikony pod sufitem po skosie, być może zrozumie prowokację. Myślisz ikona, widzisz… no właśnie? Co zobaczysz na ikonie bez przedstawienia? To zaproszenie do dialogu z widzem. Wiele jest dzieł z których ludzie dziś kpią, a które stały się sławne, bo w swoim czasie zrobiły wielki przełom mentalny. Każda sztuka jest tworzona na miarę swoich czasów. Nie ma lepszej kiedyś, gorszej dziś i odwrotnie.
Po drugie zapoznawanie się z ikonami designu, architektury, malarstwa i własne, regularne próby tworzenia, czy choćby kopiowanie wyrabia smak, dobry gust. Im lepsza edukacja artystyczna tym gustowniej dookoła, ładniejsze wnętrza, opakowania, ilustracje w książkach, strony internetowe, szyldy, place miejskie, stroje itp.
Po trzecie twórczość własna rozwija człowieka. Poczucie sprawczości, satysfakcja, pobudzenie wyobraźni, podejmowanie ryzyka, poszukiwania, może tak zrobię, a może innaczej. Jest to też sposób na poznanie siebie. Jak reaguję, gdy mi nie wychodzi, czy się poddaję czy naprawiam, czy zaczynam od nowa, do jakich barw i form mnie ciągnie, co mogą symbolizować? W przypadku plastyki dochodzi też wyrobienie manualne ręki i pamięci. W przypadku muzyki, harmonia, słuch itd. Ja osobiście mam bardzo dobrą pamięć wzrokową i umiem dokładnie odtwarzać to co widzę, jestem przekonana, że to przez lata rysowania z patrzenia, z natury. W ogóle uważność jest wyostrzona.
Po czwarte najczęściej jest to przyjemność. Zarówno obcowanie ze sztuką jak i jej tworzenie.
Tyle moim zdaniem. Osobiste i społeczne korzyści są nie do przecenienia!
Zajmujesz się tym w swojej pracowni. Opowiedz nam czym dokładnie jest Pracownia Artystyczna Dobry Czas?
To najładniejsza piwnica na osiedlu bloków 🙂 Nie miałam miejsca w domu do prowadzenia zajęć, a bardzo chciałam to robić dalej po odejściu z Centrum. Wynajęłam więc od Spółdzielni świeżo wyremontowany lokal w sam raz na moje potrzeby i uruchomiłam tam swoją przestrzeń twórczą do której przyjmuję chętnych uczniów i uczennice na zajęcia lekcyjne w grupach do 5 osób. Poza tym projektuję tam, maluję, nikomu nie przeszkadzam i sama mam spokój. Jeśli ktoś ma ochotę możemy umawiać się na wspólne malowanie swoich rzeczy. W pracowni można też odbyć sesję portretową na żywo, lub randkę portretową, o tym więcej napisałam na swojej stronie — pracowniadobryczas.pl Serdecznie zapraszam do wejścia, tam wszystko dokładnie, aczkolwiek zwięźle opisałam. W zakładce „usługi” jest cała oferta moich działań dla odbiorców, w tym projekty graficzne, portrety, obrazy na zamówienie, wydruki moich „zełbiaków”, plastyczne urodzinki w pracowni. W zakładce „zajęcia” wszystkie szczegóły prowadzonej przeze mnie edukacji, z godzinami i cenami. Zapraszam do kontaktu i do Dobrego Czasu!
Dziś w Choroszczy poza Tobą tworzą inne artystki, między innymi Alicja Szkil, Ewelina Ramotowska, Daria Ostrowska, Joanna Czajkowska, Urszula Toczydłowska, Emilia Odyniec, Emilia Kossakowska. Jak na takie małe miasto to sporo. Jak sądzisz, czy w tak małej miejscowości jest przestrzeń dla tylu artystów?
Jest dużo, dużo więcej! Często to osoby skromne i wybitne, które nie potrzebują być znane w Choroszczy, bo celują w rynki światowe. Jak dla mnie przykładem jest wybitnym rzeźbiarz i wyjątkowym człowiek – Marcin Otapowicz. Warto wiedzieć o takich twórcach, by młodzież wyrywać z kompleksów małego miasteczka. Niech takie pytania będą absurdalne. Niech nie ma znaczenia wielkość twego miasta dla decyzji o tworzeniu! Przecież Choroszcz to nie firma, która nas zatrudnia w drodze konkursu.
13 lat temu, zrobiłam cykl warsztatów edukacyjno-artystycznych “Chcę tu być z moją sztuką. Nagraj to!“ poniekąd jako manifest młodych, którzy nie wyjechali, ale chcą robić swoje w małym mieście na Podlasiu.
Czy współpracujesz z innymi artystami i artystkami z Choroszczy?
Jeszcze nie, ale wspólnie z Eweliną Ramotowską mamy pomysł na połączenie tegorocznych działań artystycznych w ramach naszych stypendiów Marszałka.
No właśnie. W tym roku znalazłaś się w gronie stypendystów Marszałka Województwa Podlaskiego. Czy zdradzisz czego będzie dotyczyć realizacja stypendium?
Tak. W lipcu zeszłego roku napisałam wniosek, a dziś, 1 lutego 2024 podpisałam umowę i odebrałam oficjalnie dyplom na uroczystej gali. Jestem podekscytowana, bo to wniosek na to w czym pragnę się doskonalić, a nie na to w czym jestem doskonała. Tu znowu przychodzi mój mobilizator – syn Albert, z którym od długiego czasu oglądam na YouTubie kanały z tworzenia dioram. Raz po raz powtarzamy: Aleee, też bym tak chciał/chciała. Gdzieś to we mnie siedziało. Później doszła moja nowa praca, gdzie zajmuję się rękodziełem i oswajam sobie wiele fascynujących tworzyw i technik, a szczególnie wełnę czesankową. Na koniec wygrzebałam drzemiącą od 7 lat potrzebę zrobienia jakiejś sztuki o naturze w sąsiedztwie której mieszkam i z którą czuję silną więź, szczególnie, gdy… zostaję matką 😉 Moje ciąże przypadły na wycinkę Puszczy Białowieskiej, potem na pożary Puszczy Biebrzańskiej. Wszelkie kataklizmy czy bezpośrednio z winy człowieka czy żywiołu dotykające niewinne istoty najbardziej bolą mnie kiedy noszę takie w sobie lub trzymam przy piersi.
Składając to w całość postanowiłam zrobić artystyczne dioramy o podlaskich parkach narodowych, a jest ich aż cztery. Więcej, bo pięć jest tylko w Małopolsce, więc uważam, że warto z tego się cieszyć i to promować jako Podlasianka. O tym powstaną moje artystyczne interpretacje oparte na charakterystycznych cechach terenów Narwi, Wigier, Białowieży i Biebrzy. Nazwałam to „Mikro-krajobrazy Podlasia” i uwierzyłam, że mój pomysł być może zostanie zauważony i dofinansowany i tak się stało.
A poza tym jakie masz plany na przyszłość?
Na ten rok na spokojnie. Robić projekt stypendialny, działać w Fundacji Dialog, pojechać na wakacje, coś może zmienić w domu, chodzić z psem, budować Lego z synami. Trzymać balans emocjonalny. Takie, zwykłe życie z odrobiną sztuki. Tak jak lubię.
Dziękuję
Wywiad przeprowadził Przemek Waczyński